– Przyjechałem tutaj pod wpływem impulsu – powiedział jakoś bardziej składnie. – I wcale nie jestem pewny, czy to w ogóle miało sens. – Przerwał, wyjął mechanicznie złotą papierośnicę i zbierał myśli zapalając zapalniczkę. Ja czekałem. On uśmiechnął się przelotnie. – Może lepiej zacznę od tego, że przyjechałem do Australii w interesach, miałem sprawy w Sydney, a tutaj do Snowies przyjechałem na zakończenie prywatnego objazdu waszych głównych ośrodków wyścigowych i hodowlanych. Jestem członkiem komitetu, który zarządza wyścigami konnymi w Anglii, i oczywiście wasze konie ogromnie mnie interesują. Kiedy jadłem obiad w Perlooma – kontynuował, mówiąc o naszym najbliższym mieście, oddalonym o piętnaście mil – rozmawiałem z człowiekiem, który zauważywszy mój angielski akcent powiedział, że jedyny Anglik (prócz mnie), jakiego zna, to chłopiec stajenny, który pracuje u pana, i jest na tyle głupi, że chce wracać do domu.
– Zgadza się – przyznałem. – To Simmons.
– Tak, Arthur Simmons. Co to za człowiek?
– Bardzo dobry przy koniach – powiedziałem. – Ale chce wracać do Anglii tylko wtedy, kiedy jest pijany. A upija się zawsze w Perloomie. Tutaj nigdy.
– To znaczy, że gdyby miał okazję, nie pojechałby?
– Tego nie wiem. To zresztą zależy, do czego jest panu potrzebny? Zaciągnął się papierosem, strząsnął popiół i spojrzał w okno.
– Rok czy dwa lata temu mieliśmy sporo kłopotów z dopingiem na wyścigach konnych – powiedział nagle. – Bardzo dużo kłopotów. Były procesy i wyroki skazujące, rygorystycznie wzmocniono ochronę stajni, zwiększono częstodiwość badań moczu i śliny. Zaczęliśmy sprawdzać cztery pierwsze konie w wielu wyścigach, aby zapobiec dopingom zwycięzców, i każdego podejrzanego przegranego faworyta, na antyzwycięski doping. Od czasu wprowadzenia tych nowych zasad wyniki niemal wszystkich testów okazały się negatywne.
– To wspaniale – rzekłem, niezbyt zainteresowany.
– No, niezupełnie. Ktoś wynalazł narkotyk, którego nasi analitycy nie są w stanie wykryć.
– Nie wydaje się to możliwe – powiedziałem uprzejmie. Popołudnie umykało bezpowrotnie, a miałem jeszcze dużo roboty.
Wyczuł mój brak entuzjazmu.
Комментарии к книге «Dreszcz», Дик Фрэнсис
Всего 0 комментариев